Zdrowie
W szpitalu staję przed grupą trzydziestu facetów i po prostu muszę sobie z nimi poradzić. Rozmowa z terapeutką zajęciową
20 maja 2023W szpitalu staję przed grupą trzydziestu facetów i po prostu muszę sobie z nimi poradzić
- W mojej pracy ważna jest charyzma. Codziennie staję przed grupą trzydziestu facetów i muszę sobie z nimi poradzić. Pewnie, że zdarzają się sytuacje niebezpieczne. Kiedyś poleciał w moją stronę ciężki, szpitalny kubek. Ale zdążyłam się uchylić - terapeutka zajęciowa Joanna Kaleta.
Jacek Krzyżanowski: Kim zajmuje się terapeuta zajęciowy?
Joanna Kaleta, wyróżniona przez marszałka, jako najlepsza terapeutka zajęciowa województwa kujawsko - pomorskiego, na co dzień pracuje w Wojewódzkim Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu: To bardzo szerokie pojęcie. Może zajmować się dziećmi, dorosłymi z zaburzeniami, osobami starszymi czy uzależnionymi. Wszystko zależy od tego jaki to ośrodek. Ale w tej chwili obserwuję boom na pracę z najmłodszymi i seniorami.
Z czego to się bierze?
- Społeczeństwo jest bardziej otwarte na takie osoby. Kiedyś szkoły specjalne, ośrodki terapeutyczne były tematem raczej wstydliwym. A jeśli chodzi o seniorów, to jako naród po prostu starzejemy się. Widać to po ilości otwieranych miejsc opieki nad osobami starszymi.
Czyli jest to zawód przyszłości? Jest zapotrzebowanie na niego?
- Zdecydowanie tak. Jak zaczynałam pracę były w Świeciu szpital psychiatryczny i ośrodek rehabilitacji i integracji. Teraz tych miejsc jest znacznie więcej. Dostrzega się, że oprócz tych co leczą ciało, lekarza czy pielęgniarki, potrzeba tej drugiej strony. Inaczej rozmawia się z lekarzem czy psychologiem w gabinecie, a zupełnie odmiennie na luźnych zajęciach ze mną. Przy kawie, prostych czynnościach czy na spacerze. Pacjenci swobodniej wypowiadają się, mówią do siebie nawzajem o swoich przeżyciach, radzą się mnie. Mam wrażenie, że to jest bardziej prawdziwe.
Czy dotychczas nie było tak, że terapia zajęciowa traktowana była trochę niepoważnie. Malują, lepią z gliny, czytają książki. W czym to może pomóc?
- Na początku mojej pracy faktycznie można to było odczuć. Z czasem zmieniło się to jednak, również za pośrednictwem mediów, które coraz więcej o tym mówią. Dlatego cieszy mnie podwójnie ta nagroda.
To wyróżnienie nie tylko dla ciebie, ale i ogólnie dla zawodu.
- Czuję się doceniona osobiście, ale cieszy mnie też jego wzrastająca popularność.
Sama się do tego przyczyniasz ucząc adeptów terapii zajęciowej w Centrum Kształcenia APIS w Świeciu. Jak czujesz się z tej drugiej strony, przygotowując do pracy przyszłych terapeutów?
- Przyznam, że na początku bałam się tego, bo jestem praktykiem. Wiem, jak to zrobić, ale zastanawiałam się czy będę umiała to przekazać komuś innemu. Do dzisiaj przygotowuję się do zajęć. Przeglądam materiały w internecie, kupuję książki. Tym samym też wzbogacam swój warsztat.
Jakie cechy osobowości pomagają ci w zawodzie terapeuty?
- Charyzma i empatia. W szpitalu staję przed grupą trzydziestu facetów i po prostu muszę sobie z nimi poradzić. To też dotyczy prowadzenia zajęć w szkole. Z drugiej strony ważna jest umiejętność wysłuchania ich. Nie tylko słuchania, ale właśnie wysłuchania. Żeby wejść w razie potrzeby w jakąś interakcję.
Z jakimi zaburzeniami spotykasz się w swojej pracy?
- Pracuję na oddziale ogólnopsychiatrycznym z pacjentami z depresją, schizofrenią, z myślami samobójczymi czy chorobą dwubiegunową.
Da się do nich wszystkich zastosować jeden schemat postępowania terapeutycznego?
- Początkowo tak, ale z czasem widać, że każdy z nich czegoś innego oczekuje. Jak każdy człowiek na ulicy jest inny, tak i oni są różni. Nawet w obrębie jednego zaburzenia. Jeden potrzebuje wyciszenia, inny pobudzenia. Trzeba umieć znaleźć sposób, żeby zmotywować ich do pracy. Oczywiście nie każdy pacjent trafia od razu do mnie na zajęcia. Najpierw jest w sali obserwacyjnej, ustawia mu się leczenie, a dopiero później zapada decyzja czy jest już gotowy na terapię.
Mają pacjenci jakieś ulubione zajęcia?
- Ponieważ jest to oddział męski, to i zajęcia są do nich dostosowane. Owszem czasami zdarza się, że ktoś szydełkuje, bo lubi i potrafi, ale głównie to jest stolarka, wyrzynanie, cięcie, malowanie,
Masz takie umiejętności?
- Siłą rzeczy, tak. Pamiętać jednak muszę, że są to osoby chore psychicznie. Zawsze liczę czy wszystkie pary nożyczek do mnie wróciły, śrubokręty, czy ostrzynki są kompletne.
A zdarzają się sytuacje niebezpieczne?
- Mogą być każdego dnia. Kiedyś miałam ubraną długą sukienkę i chyba to skojarzyło się pacjentowi z mamą, ciepłem. Podszedł od tyłu i przytulił się mocno. Bardzo mocno. Na szczęście odciągnęli go ode mnie. Trzeba uważać na strój. Żadnych krótkich spodenek, bluzek na ramiączkach. Kiedyś kubek poleciał w moją stronę, ale uchyliłam się. Taka praca.
A jak wygląda praca z seniorami?
- Czasami pomaga się im w usamodzielnianiu, szczególnie w takich codziennych czynnościach, które wcześniej nie sprawiały im problemów. Ale myślę, że ważnym zadaniem jest ponowne uspołecznianie ich, walka z samotnością. Niektórzy nie mają rodziny, w innych wypadkach wpada ona na chwilę i wypada. Kiedyś pracowałam w jednym z ośrodków w Świeciu. Starsze panie przychodziły tam na pogaduszki. Ubierały się elegancko, czasami nawet ze sobą konkurując i rozmawiały. Pamiętam, że musiałam nawet zacząć oglądać jakiś serial w telewizji, żeby móc podjąć z nimi dyskusję (śmieje się). Do tego aktywizacja - zajęcia ruchowe czy rehabilitacja i ćwiczenia mózgu - pamięci, kojarzenia, koncentracji.
Czy na co dzień mieszkając ze starszą osobą lub odwiedzając ją, można dostrzec symptomy, że powinna ona skorzystać z takiej terapii?
- Oj, tak. Wszystko to co kiedyś nie sprawiało problemów, a teraz tak. Zapominanie, niesłyszenie codziennych odgłosów, np. gwiżdżącego czajnika, zostawianie kluczy w drzwiach. To powinno dać nam do myślenia, że coś jest nie tak.
Problem chyba jednak cały czas tkwi w głowach ludzi. Z grypą bez problemu pójdziemy do lekarza, ale terapia? Trochę wstyd.
- Warto takie stereotypy przełamywać. Jak mamy problemy z sercem idziemy do kardiologa. Gorzej, jak trafimy tam za późno. Dokładnie tak samo jest z psychologiem, psychiatrą czy terapeutą.
Wspominasz szczególnie jakieś przypadki?
- Niektórzy opowiadają, że mają wizje, słyszą głosy. A zwykle są to złe głosy. To jest bardzo realistyczne. Kiedyś poprosiłam chłopaka, żeby narysował mi, co widzi w głowie. Zaczął rysować postaci, jak z gier komputerowych. Skończył na dole kartki, ale jeszcze mu było mało. Więc doklejałam mu kolejne i kolejne. Czasem pacjenci mają zaburzenia smaku. Nie chcą jeść, bo ciągle czują trawę.
Co zmieniła pandemia COVID 19? Czy obserwujesz, że ludzi wymagających terapii jest więcej? Pojawiają się inne zaburzenia?
- Ja myślę, że to dopiero początek problemów, które nas czekają. Wśród młodzieży widzę dwie skrajności. Po izolacji albo nie chcą wychodzić z domów, albo jeśli już wyjdą, to idą w kierunku używek, narkotyków, całkowitej i niekontrolowanej swobody. U ludzi w wieku średnim występują zaniki pamięci, problemy z koncentracją, a u dzieci np. problemy z wypowiadaniem się.
Zabierasz problemy pacjentów do domu?
- Staram się nie. Jak jestem po bardzo intensywnym dniu, kiedy moi podopieczni są bardziej niż zwykle absorbujący, potrzebuję 5-10 minut ciszy. A potem działam dalej.
Czy jest coś co uważasz za swój sukces terapeutyczny?
- Ciężko powiedzieć. Tyle ludzi tam się przewija. Cieszę się, jak wychodzą i nie wracają.
Jak widzisz swoją przyszłość, jako terapeuty?
Pomysłów mam dużo. Teraz jest też dużo możliwości doskonalenia się, więc pewnie będę z tego korzystać. Ale wiem, że szpital psychiatryczny to miejsce, w którym dalej chcę pracować.
Czujesz satysfakcję ze swojej pracy?
- Czuję. Oczywiście, jak każdy mam gorsze dni. Ale jak wchodzę na oddział i widzę moich podopiecznych, to wstępuje we mnie jakaś dodatkowa energia. Mimo, że mam za sobą tydzień pracy w szpitalu i weekend spędzony w szkole.